United States or Iran ? Vote for the TOP Country of the Week !


Młody mieszkaniec facyatki schwycił się nagle za głowę. Boże, Boże! wyszeptał cóż jednak uczyniło ze mnie to, tak krótkie zetknięcie się z światem zbytku, to zbratanie się, otarcie z ludźmi szychu i złota! Jakże innym byłem dawniej! Jakże lepszym!.. Mężczyzna smutnie zwiesił głowę.

Nie trwało to jednak długo; stopniowo chmury na niebie rozstępować się poczęły i rąbek księżyca nieśmiało wychylił się z poza nich.

A jednak, im bardziej przypominałem sobie każdy rys jej twarzy i każde słowo, tem pewniejszy byłem, że nie powiedziała mi wszystkiego. Bo i czemuż zbladła w pierwszej chwili? Czemu nie odrazu przyznała się do listu?... Niewątpliwie była winniejszą, niż się przedstawiała.

Dzierżymirski z licznych dotąd miłostek obeznany był dobrze z kobietami, po raz jednak pierwszy odczuwał to, co dziś... Bo dotąd tak zwykle zdarzało się zazwyczaj; że on był w miłości zawsze prawie nastrojonym na silniejszy diapazon, a kobieta bierniejszą była poddawała się tylko sile jego uczucia.

Kto mógł powiedzieć, czy żył gdzieś jeszcze w jakiejś szparze podłogi, czy przebiegał nocami pokoje, zaplątany w afery karakonie, czy też był może między tymi martwymi owadami, które Adela co rana znaj-dowała brzuchem do góry leżące i najeżone nogami i które ze wstrętem brała na śmietniczkę i wyrzucała? A jednak powiedziałem zdetonowany jestem pewny, że ten kondor to on.

Uśmiechnął się mimo woli; spotkał się bowiem z dziwnie zabawnym i uszczypliwym wyrazem jej twarzy, oraz wejrzeniem złem i jakby obrażonem, które pod niespodzianym wzrokiem jego złagodniało jednak natychmiast, przeistoczyło się w słodkie i potulne, jak u baranka. Zaadresowawszy list, Dzierżymirski zadzwonił na lokaja. Gdy ten się zjawił, polecił mu odesłać pismo natychmiast.

Popołudniowa, przedobiednia godzina cisza... Pałac pogrążony w milczeniu... W tej samej jednak chwili stojący na ganku strzelec, w pokornym zgięty ukłonie, podaje coś mężczyźnie, ubranemu w smoking.

Potężny, wspaniały zabłysł pierwszy promień słońca i obojętny zajaśniał nad wszystkiem dokoła... Nie zbudził jednak nikogo... Na gazonie tylko, pod górą wyrzuconych z pałacu, leżących na kupie mebli, duży pies podwórzowy otworzył oczy, mlasnął językiem, przeciągnął się i zasnął... Zadumanej ciszy nie przerywało nadal nic zgoła.

I jednocześnie reakcya nagła wstąpiła weń. Jakiś przypływ jakby dobroci zalał mu duszę, serce; zarazem zaś pomyślał: Nazwano mnie "najszlachetniejszym", ha-ha-ha!.. Ironii może w tem wiele, ale... jednak... dlaczegóżbym i ja czasami nie miał być szlachetnym?

Zebrawszy myśli i wspomnienia, przede wszystkim postanowił uciec co rychlej z tych miejsc, rzucić się w wir pracy w warunkach całkiem odmiennych.. Powietrze dusić go poczęło, ziemia parzyć stopy!.. Chciał już wskoczyć na konia i opuścić wszystko na zawsze. W porę jednak zastanowienie i zimna logika trzeźwego rozumu powstrzymała go na szczęście od tego kroku...