United States or Luxembourg ? Vote for the TOP Country of the Week !


Ty moja!... Ja za nic w świecie nikomu cię nie oddam, wydrzeć sobie nie pozwolę!... A uspokoiwszy się stopniowo, ciągnął: I czyż wobec tego zatem dziwić się nawet możesz złemu humorowi memu, owego wieczora, pamiętasz, w Lucernie!... To nie był gniew, opryskliwość, jak to nazwałaś, dziwactwo!

Muszę mieć co dzień wiadomość o tobie; A każda chwila równą będzie dobie. Zgrzybieję licząc podług tej rachuby, Nim cię zobaczę znowu, o mój luby. *Romeo.* Ilekroć będę mógł, tylekroć twoję Drogą troskliwość pewnie zaspokoję. *Julia.* Jak myślisz, czy się znów ujrzymy kiedy?

Ty, jakbyś w piersiach miała serce z głazu: Ani cię jęki ubodły, Nikt nie uprosił słodkiego wyrazu Przez łzy, cierpienia i modły. „Za taką srogość długie, długie lata Dręcz się w czyścowej zagubie, Póki mąż jaki z tamecznego świata Nie powie na cię choć: lubię . „Prosił i Józio niegdyś o to słowo, Gorzkie łzy lał, nieszczęśliwy; Prośże ty teraz, nie łzą, nie namową, Ale przez strachy i dziwy.”

Bądź w pogotowiu W mojemu zdrowiu. Kto się zasadzi , Zły człek nie wadzi, Jest anioł ze mną I stróż przedemną. Cześć Bogu, chwała na wysokości! O Jezu mój najukochańszy, O kwiatuszku najśliczniejszy, Oblubieńcze mój kochany, Nadareście spodobany! Nie opuszczaj służebnice, Weź odemnie moje serce, Abym Cię miłowała, Z tobą wiecznie królowała.

Proszę cię, matko, powiedz memu ojcu, Że jeszcze nie chcę iść za mąż, a gdybym Koniecznie miała iść, to bym wolała Pójść za Romea, który, jak wiesz dobrze, Jest mi z całego serca nienawistny, Niż za Parysa. Ha! to mi nowina! *Pani Kapulet.* Oto twój ojciec; powiedz mu to sama: Zobaczym, jak on przyjmie twą odpowiedź.

W istocie był to piękny Pan; słusznej urody, Twarz miał pociągłą, blade lecz świeże jagody, Oczy modre, łagodne, włos długi, białawy; Na włosach, listki ziela i kosmyki trawy, Które Hrabia oberwał pełznąc przez zagony. Zieleniły się jako wieniec rospleciony. «O ty, rzekł, jakiémkolwiek uczczę cię imieniem, Bóstwem jesteś czy Nimfą, duchem czy widzeniem!

Nie masz cię, nie masz, kochana Marylo! któż mię obudzi?! Płakałam przez noc całą Zasnęłam, kiedy dniało. Mój Szymon gdzieś już w polu, Wyprzedził on świtania, Nie budził mię, mojego litując się bólu Poszedł z kosą bez śniadania. Koś ty dzień cały, koś sobie, Ja tutaj leżę na grobie. Czegóż mam iść do domu? Kto nas na obiad zawoła? Kto z nami siądzie u stoła? Niemasz, ach, niemasz komu!

Już Zośka cię dopilnuje. Dokończy pan komedyę którąś mi czytał kiedyś pamiętasz u mnie jeszcze. To takie śliczne było. Potem oklaski, krzyczą: autor, autor! A może ty wtedy przestaniesz twoją Zońkę kochać? Napewno nawet nie wiesz co ja mówiłam. Tak mnie słuchasz? Myślisz, że to przyjemnie... Ty mnie chyba masz za bardzo głupią. Może masz racyę nawet. Ja jestem taka roztrzepana.

*Drugi służący.* Nie będzie zły ani jeden, jaśnie panie, bo się przekonam wprzód o każdym, czy umie sobie oblizywać palce. *Kapulet.* A to na co? *Drugi służący.* Zły to kucharz, jaśnie panie, co nie oblizuje sobie palców; o którym się więc przekonam, że tego nie umie, tego nie sprowadzę. *Kapulet.* Ruszaj! Wątpię, czy wszystko na czas wygotujem. Bodaj cię!

Nigdy cię nie zdradzę!.. nie zapomnę obowiązku... nigdy! szepce po raz wtóry jeszcze i z żywo bijąca w arteryach krwią wzburzona cała, z ostatnim wyrazem "nigdy" na ustach, wstępuje po schodkach pałacowego skrzydła. Daleka myśli od szczegółów drobiazgowego życia zapomina o pozostawionych w salonie światłach o wszystkiem i skrzypnąwszy drzwiami, znika za niemi.