United States or Sint Maarten ? Vote for the TOP Country of the Week !


A teraz na ostatek, jadąc w swoim koczyku, rozpamiętywał on jeszcze miło, na odległość nawet nęcące chwile, w wesołym grodzie spędzone... Myśląc zaś jednocześnie o swym chlebodawcy, jedna szczególniej rzecz dziwiła go niepomiernie; mianowicie, dlaczego z Gowartowa nie otrzymał on dotąd wcale żadnej, naglącej do powrotu, depeszy, lub przynajmniej choćby jakiego listu ?... Bo że on nie dawał znaku życia nie było w tem nic dziwnego ale Gowartowski?... To zaiste, było całkiem niezrozumiałem...

Jakieś puste pragnienie zabawienia się, oszołomienia, podobnie tym wszystkim, snującym się parom, owładnęło nim. Przekształcony okolicznościami życia w wieśniaka mieszczuch przypomniał sobie naraz lata dawne, studenckie, pełne niefrasobliwego jutra i wesołych kawałów, a choć przeplatane często biedą i głodem, bogate jednak w miłość i swobodę!

W umyśle jego cichł szept przeszłości, niepostrzeżenie, stopniowo, obrazy jej niknęły teraźniejszość wracała... Przed wzrokiem mężczyzny mignęła naraz rozkosznie sylwetka Oli; pragnienie miłości, życia, silnie nim owładnęło. Śpieszył się.

Nemrod szczeka jeszcze, lecz sens tego szczekania zmienił się niepostrzeżenie, stało się ono swoją własną parodią pragnąc w gruncie rzeczy wysłowić niewymowną udatność tej świetnej imprezy życia, pełnej pikanterii, niespodzianych dreszczyków i point.

On, filozof, wszak w swem życiu prawiecznem widział podobnych zdarzeń nadto wiele; on znał nicość tych chwil, umiał na pamięć kochanków zaklęcia i ich nieraz słomiane zapały, gasnące za życia podmuchem pod rzeczywistości bezlitosną ręką.

Tylko, tak jak absynt, pobudza łaknienie. Łaknienie za czem? Za miłością? Za miłością Zaleskiej? Nie kochałem i nie kocham nic w tej chwili. Za szczęściem? Nie potrafię go odczuć i zrozumieć. Za bogactwem? Nie wiem, na co bym go użyć miał. Łaknę życia; czem jest i gdzie jest niewiem.

Tymczasem rozsiana dokoła cisza, tchnąca spokojem, momentalnie ukajać poczyna Romana. Z chaosu, dotychczas panującego mu w mózgu, jedna po drugiej wyłaniają się doniesione mu fakta, ustawiają rzędem w symetryczną całość i niby ogniwa, logiką, rozumu spojone, wiążą się ze sobą, grupują... I kara życia, nieubłagana, zimna, choć moralna tylko, staje Dzierżymirskiemu teraz przed oczyma wyraźnie...

W tym to czasie zauważyliśmy u ojca po raz pierwszy namiętne zainteresowanie dla zwierząt. Była to początkowo namiętność myśliwego i artysty zarazem, była może także głębsza, zoologiczna sympatia kreatury dla pokrewnych, a tak odmiennych form życia, eksperymentowanie w nie wypróbowanych rejestrach bytu.

W półświetle tem, kto znał za życia Romana Dzierżymirskiego, z łatwością mógł go poznać teraz w stojącej rzeźbie z marmuru. I idącego przechodnia przykuwało do miejsca zdziwienie nagłe.

Odcięty w podróży od zwykłego, pełnego czynu, życia, pochłaniającego go całkowicie Dzierżymirski poczuł nagle potrzebę nieodzowną, konieczną, odwrócenia jątrzących mu mózg myśli czemkolwiek, uciekał się więc znowu do koicielki-sztuki.

Słowo Dnia

gromadką

Inni Szukają